Od sromoty do hajpu - nieoczekiwana ewolucja polskiej wsi i krótki rant (TW, nieładne słowa)
Pochodzę z takiej rodziny, że autorka "Chłopek" z jednej strony ośliniłaby się z radości, a z drugiej srogo popłakała, bo żadna z moich wiejskich babek nie była "pod tezę" (wszystkie trzy miały bardzo dobre wykształcenie jak na swoje roczniki, nawet ta babcia, która musiała ogrzewać stopy w krowim moczu, bo rodziny nie było stać na buty, ale może o tym kiedyś, albo wcale). Ale do rzeczy. Moja rodzina jest mocno związana ze wsią, efektem czego są morgi i hektary, czy tam ewentualnie ary, ziemi w Małopolsce. I na tej ziemi mamy domek, mamy drzewa owocowe, mamy ziemniaki oraz różne inne atrakcje. Źródło Pixabay Do czego zmierzam? No więc dzięki temu mieliśmy zawsze eko-sreko biodynamicznie hodowane warzywa, a ja przez wszystkie lata edukacji wstydziłam się przyznać, że nie kupujemy większości produktów w sklepie, jak NORMALNA rodzina. Wieśniak to była najgorsza obelga w gimnazjum. Bardzo nie chciałam być wieśniaczką. Chociaż różne wiejskie aktywności nie były mi obce,