Atrakcje październikowe - czyli dlaczego największym przekleństwem jest "Obyś żył w ciekawych czasach"

Miał być miły weekend w domu, a i tak katastrofa goni katastrofę. Od rozlanego zmywacza do paznokci począwszy, na dziwnym, niewytłumaczalnym ujemnym bilansie konta skończywszy. Gdzieś w tle jest jeszcze cudowna praca, na myśl o której mam atak paniki, i brak czasu, żeby pójść na taką ilość treningów, na jaką mam ochotę. :(

Z dobrych wieści to otrzymałam do testów nowy produkt marki Cetaphil (była jakaś ankieta na wizażu, więc stwierdziłam, że czemu nie), zaginiony w akcji wysuszacz Sally Hansen (zamówiłam go na adres chłopaka, a dowcipniś-dystrybutor wysłał mi go do rodzinnego miasta) oraz odnalazłam bazę pod cienie z Heana, która zaginęła mi jeszcze we wrześniu i na której już położyłam trzy krzyżyki i kreskę.

Do tego za dwa tygodnie - NIECAŁE! - czeka mnie obrona. Uprzedzę pytania, tak, indeks oddany, praca napisana, a jej trzy egzemplarze leżą sobie na półeczce mojej promotorki w sekretariacie. A nowa, czarna, jedwabna, obronna sukienka jest prawie skończona, i wisi w kuchni mojego domu, czekając na ostatnie poprawki. Za to nowe, czarne obronne szpilki stoją sobie spokojnie w szafie mojego chłopaka. :) Według afro-brazylijskich wierzeń czystego jedwabiu nie można przeciąć ani nożem, ani brzytwą, jak zatem widać, na obronę jak znalazł. 

Ale ogólnie czuję się tak. 

Komentarze

  1. Współczuję :) Dobrze będzie, nie ma co się martwić na zapas :) Mi jeszcze rok został :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty