Dziwna prawda

Kiedy w poniedziałek musiałam spakować 8 lat mojego życia w dwie walizki o pojemności 30 kg, z zaskoczeniem odkryłam, jak mało moich rzeczy właściwie lubię. Do środka trafiły przybory malarskie, te ubrania, które kupiłam, kiedy już odkryłam, co to jest dobra jakość, moje ulubione kombinezony do ćwiczeń, flet, aparat, który dostałam od taty i wszystko to, co uszyła mama oraz dziadek, i co moja siostra zrobiła na drutach.

Poza tym niczego nie potrzebowałam, niczego nie chciałam. To znaczy chciałam - obudzić się i przekonać, że to był tylko jeden z tych głupich snów, które dręczyły mnie od kilku miesięcy, kiedy przecież mój mąż spał spokojnie obok, i kiedy mogłam się w niego wtulić, uspokajając spanikowany układ nerwowy. Bo to miało być na zawsze. Byłam absolutnie przekonana, że choć mieliśmy problemy i kłóciliśmy się o mniej lub bardziej ważne rzeczy, to już nigdy nie będę czuć się w taki sposób.

Nie obudziłam się jednak. W sierpniowym upale możliwym tylko w Erywaniu wynieśliśmy wszystko, co uznałam za warte zabrania w tamtej chwili, i rozmawialiśmy w aucie tak długo, jak długo trwała jazda. Świadomość tego, że już nie mogę się obudzić, a co najwyżej zasnąć, sprawia, że codziennie pojawiają się we mnie nowe pęknięcia. Czekam, aż zacznie przechodzić przez nie światło. Bo przecież w końcu zacznie.

Dręczy mnie to uczucie absolutnej pustki, którą od czasu do czasu zalewa nagły potok wspomnień. Podobno gdzieś na świecie są błyskawiczne powodzie. Podejrzewam, że z moją pamięcią dzieje się coś takiego. Siedzę, pracuję. Poprawiam jakiś durny artykuł, którego nikt i tak nie czyta, a nagle pamiętam, jak stałam w naszej przyszłej łazience i cieszyłam się, że wyszła piękna, że on jest taki zdolny i umie zbudować dom od zera.

Albo jak ubrana w koszule z filtrem UPF rozwieszałam sobie hamak, pies kręcił mi się pod nogami, a on budował ogród zimowy, bo chciał stworzyć coś pięknego.

Nie ma już łazienki, hamaka, nigdy nie zobaczę ukończonego ogrodu zimowego. Chciałabym dodać, że MOŻE nigdy nie zobaczę, ale boję się mieć nadzieję na cokolwiek, więc wolę pisać w aspektach dokonanych. Stało się. Nie ma mieszkania, którego nienawidziłam, zwierząt, które lubiłam i człowieka, którego kochałam. Została żałoba, którą muszę przejść.

Na razie oddycham, bo jaki mam wybór.

Komentarze

Popularne posty