Niemówiący po niemiecku pies, rybna zagadka i wiosna
Moje życie co prawda nie jest pełne pościgów i nagłych zwrotów akcji, ale zdarzają się w nim surrealistyczne wstawki. Oto na przykład jakiś czas temu idę sobie z Kingusią, czyli pieskiem, na spacerek i nagle podchodzi do nas pan. Mnie totalnie ignoruje, a do pieska zaczyna mówić po niemiecku. Przypominam, że akcja toczy się na peryferiach Erywania. Niestety pies raczej nie do końca zrozumiał, bo w domu mówimy do niej po polsku, angielsku i ormiańsku (reaguje już na "nakarmimy psa" w czołówce z "Czterech pancernych"), ale zarówno pan, jak i pies wydawali się zadowoleni z interakcji, więc co ja się im miałam wcinać.
Poza tym ostatnio moja teściowa, światło mych oczu, przyszła do domu i oznajmiła, że kupiła lody, ale dziś ich nie zje, bo dziś je rybę. Zaintrygowana spytałam, jaki jest tutaj ciąg logiczny, na co ona oznajmiła, że jedzenie lodów po rybie kończy się śmiercią w męczarniach, bo tak powiedzieli jej sędziwi podopieczni. Postanowiłam nie drążyć, bo już dawno się nauczyłam, że próby przemawiania do rozsądku mojej teściowej kończą się na ogół moim bólem głowy, ale spytałam męża, co to za rybna zagadka. Otóż stary ormiański przesąd twierdzi, że połączenie ryby i mleka jest trujące. Czyli mocząc te nieszczęsne karpie przed świętami w mleku, żeby smakowały trochę mniej niż karp, tak naprawdę igraliśmy ze śmiercią? Kochany dzienniczku, muszę wiedzieć!*
A z dobrych wieści, to wiosna idzie.
*To znaczy jestem pewna, że nie, ale rybno-mleczny przesąd trafia na listę ormiańskich idiosynkrazji obok zalepiających jelita płatków owsianych, bezpłodności spowodowanej chodzeniem boso i odpadaniu ramienia, jeśli poleje się je wodą zaraz po szczepieniu.
Komentarze
Prześlij komentarz