Nowości na wiosnę
Piszę, bo się musze pochwalić nowościami, które wpadły do mojej kosmetyczki - znaczy dużo ich nie ma, bo całe trzy, ale za to najwyższej jakości.
![]() |
Foto wizaż.pl |
Pierwszą z nich jest filtr Lysalphy SVR. Z właściwą kobietom logiką całą zimę używałam kremów bb nie schodząc z filtrem poniżej 20. Zaczęła się wiosna, słońce, wyjazdy na działkę, kremy bb się skończyły, a ja uznałam, że jakoś się fluktuacje w kontinuum czasoprzestrzennym nie składają tak, żeby martwić się o kupno nowego, dopóki mnie setnie nie przyjarało. Z dziecka SVR jestem jak na razie bardzo zadowolona, świetnie matuje, wystarczająco nawilża, zobaczymy, jak dalej będzie układała się nasza współpraca.
![]() |
Mydlarnia Franciszka |
Drugim nabytkiem jest osławione czarne mydło (savon noir, że tak błysnę fachowym słownictwem) z wyciągiem z eukaliptusa. Mydło z błotem z morza martwego ostatecznie i nieodwołalnie mi się skończyło (ktoś chce recenzję? Nic mi nie urwało, ale produkt całkiem sympatyczny), a ja chciałam kupić jakiś zamiennik w moim ulubionym, rosyjskim sklepiku. Niestety - ulubiony rosyjski sklepik w sobotę się na mnie wypiął i o 14 był już zamknięty na glucho, więc udałam się do Mydlarni Franciszka, gdzie pani wcisnęła mi owo czarne mydło (chociaż w tym wypadku określiłabym je jako zgniłozielone. Jak to będzie - vert pourri?) no i, jak wyżej, jestem zadowolona. Siedzę i się głaskam po buzi od trzech dni. :D Niestety nie jestem pewna, czy mnie mydło nie ususzy na dłuższą metę. No ale czas pokaże.
.
Last but not the least. Na odchodnym pani w Mydlarni wcisnęła mi kosteczkę balsamu z masła shea, wariant zapachowy grecki. Nie mam pojęcia, czemu on jest grecki (pachnie trochę jak kosmetyki z pretensjami do bycia kosmetykami o zapachu poziomkowym), ale jestem nim bardzo zachwycona. SKUBANIEC NAWILŻYŁ MI PIĘTY! MOJE PIĘTY! A ja - wiadomo, zazwyczaj ćwiczę boso na dechach, a jak ostatnio Nowy Chłopak zobaczył odcisk na mym lewym arystokratycznym podbiciu to podsumował go słowami: "Mówiłaś, że masz odcisk, a nie że ci u*ebało pół stopy!".
***UWAGA, DRASTYCZNY OPIS***
Śmieszniej było, jak mi ten odcisk zlazł w trakcie treningu, a ja miałam zagwozdkę, co zrobić z taką płachtą skóry.
Dodatkowo pani w Mydlarni ślicznie mi balsam zapakowała, przez co towarzysząca mi siostra, która śpieszyła się do fryzjera, dostała lekkiego udaru. Wychodząc Młoda podsumowała: "To było tak bardzo jak scena z Love Actually!". Próbki balsamu do wypróbowania nie chciała - pewnie się na niego obraziła, ale fryzjer został zaliczony. :) W przenośni oczywiście...
No, to tyle z mojej strony, życzę miłego dnia i do poczytania za miesiąc. Nestępnym razem spróbuję w końcu napisać coś o kosmetykach, których używam dłużej, lub które zużyłam. :P
Komentarze
Prześlij komentarz