Dla kogo nie mam się w co ubrać

O tym, że wszystko, co robimy ze swoim ciałem, robimy dla nas, nikogo nie muszę przekonywać, prawda? W końcu każda(y) z nas jest silną, niezależną, pewną siebie kobietą (czy innym bytem o dowolnej płci), która gra w gry, ma mnóstwo zainteresowań, zrównoważoną szafę pełną jednolitych stylistycznie ubrań, dwa koty i paprotkę (ewentualnie demoniczną miętę i kubek z Tatusiem Muminka).

Jedna z obiegowych opinii brzmi, że kobiety stroją się i malują po to, żeby podobać się mężczyznom. Niechcący sprawdziłam to w kilku sytuacjach, a ostateczne efekty były takie:
1) Po treningu capoeiry musiałam się szybko przetransportować na inną salę. Nie było czasu się przebrać, więc narzuciłam na plecy sztruksową, brązową marynarkę, na tylnie odnóża wdziałam trzewiki, a całość mimowolnie została zestawiona z białymi piżamo-gaciami, stanowiącymi tradycyjny strój każdego kłapoucha (czyt. capoeristy). Wyglądałam jak idź i nie wracaj. Kolega podsumował moją "stylizację" jako świetną i stwierdził, że koniecznie powinnam kupić białe spodnie.
Voici - białe gacie, do szaleństwa twarzowe. W dodatku już po trzech minutach treningu widać, czy podłoga na sali była myta. <3

2) Nie tak dawno, biegnąc z bratem na trening ergometru  ("ciągnę więc jest metr" - wiecie, ergo+metr, śmieszne, nie?), który miał miejsce o ósmej rano w piątek wyraziłam podziw dla dwóch dziewcząt, które już o tej nieludzkiej godzinie miały na twarzy pełen makijaż i zrobioną fryzurę. Brat popatrzył na mnie szyderczo: "Ale przecież ty też masz zrobiony makijaż" - a widząc szok i niedowierzanie na mojej opuchniętej z powodu braku snu twarzy, spytał zszokowany - "Ojej, nie masz?".

Druga obiegowa opinia brzmi, że ćwiczymy po to, żeby złapać samca i się rozmnożyć. Tak, na pewno:
1) Znajoma narzekała chłopakowi, że po tabletkach hormonalnych zrobił się jej cellulit na udach. Chłopak zrobił wielkie oczy i zadał dwa pytania: "Gdzie?" oraz "A co to jest cellulit?". 

Wniosek nasuwa mi się jeden i został już sprytnie zamieszczony we wstępie - wszystko robimy dla siebie! I jeśli rano nie mamy się w co ubrać i spóźniamy się na zajęcia, to również dlatego, że się sobie nie podobaliśmy. Właściwie jedynie mój chłopak architekt potrafi stwierdzić, kiedy mam tusz na rzęsach, a kiedy jestem całkowicie sauté, ale możemy uznać, że z tytułu przyszłego zawodu jest wyczulony na detal i mieści się w granicach błędu statystycznego (zresztą związki z artystami* nigdy nie należy do prostych, prawda?).

Po prawej - demoniczna mięta Konstancja, po lewej - wspomniany kubek, po środku - mój sposób na zachowanie równowagi psychicznej w ostatnich dniach.
 

*Chociaż na dobrą sprawę to architekt jest taką świnką morską - tak jak świnka morska nie jest ani świnką, ani morską, tak architekt to taki ni artysta, ni inżynier.

Komentarze

  1. Haha no mój chłopak to rzadki gatunek, bo w miarę możliwości rozróżnia ile makijażu mam na sobie, ale i tak twierdzi, ze najlepiej wyglądam bez (ta, z tą masą pryszczy na twarzy na pewno :P). Ale jak opowiadałam mu z ekscytacją o konturowaniu twarzy to stwierdził: "czyli będziesz sobie robiła photoshopa makijażem, tak?" ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój nie jest taki kochany, stwierdził tylko, że: "Oczywiście, że lepiej wyglądasz w makijażu, w końcu od tego jest". xD A z tym fotoszopem to w sumie coś jest na rzeczy. :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty