A poza tym uważam, że erystyka powinna zostać wskrzeszona

Chyba już wszyscy się domyślili, ale dopiszę, że obrazek jest z jeja.pl


Ostatnio pokłóciłam się z chłopakiem. Po prostu - nie chciało mi się dalej toczyć jałowej dyskusji, więc wkurzyłam się, rzuciłam książką, a potem na niego nawrzeszczałam. Koniec sporu - on strzelił focha, ja się obraziłam (czy też na odwrót). Dzień zmarnowany, lektura stracona, bo jak tu się skupić na książkowych sprawach, kiedy masz ochotę rozrywać na strzępy małe kaczuszki?

Ostatnio weszłam sobie na komentarze pod jakimś kwejkiem. Ilość hejtu, jadu i bluzgów, którą wionęło na mnie z maleńkiego ekranu tabletu, postawiła mi włosy równolegle do ziemi. Sensowna dyskusja nie istniała. Jeśli ktoś się z kimś nie zgadzał, to był pedałem, cwelem lub ewentualnie ciotą i tyle. Mój argument jest mojszy niż twój twojszy, umrzyj i żryj gruz baranie. 

Ostatnio, a właściwie dzisiaj, trafiłam sobie na ten artykuł i zaczęłam myśleć (miejsce na fanfary, oklaski, konfetti i dotacje); na litość boską, przecież my już w ogóle nie umiemy ze sobą normalnie rozmawiać. Nie chce się nam wyszukiwać argumentów, gromadzić materiałów, zapoznawać z różnymi opiniami. Wolimy na siebie nawrzeszczeć, rzucić bogu ducha winną książką, zostawić nic nie wnoszący do dyskusji komentarz w Internecie, skrytykować i cieszyć się patrząc, jak kolejni "rozmówcy" toną zalani potokami pochodzącymi z wywołanej przez siebie gównoburzy.

Zrobiło mi się smutno, ale chyba wymyśliłam rozwiązanie.

Wspominałam ostatnio o tym, że namiętnie zaczytuję się w Adrianie Mole'u. No to w ostatniej przeczytanej przeze mnie części cyklu (Adrian Mole i broń masowego rażenia, polecam) główny bohater założył klub książkowy. Uczestnicy czytali wybraną pozycję - Rok 1984, Koran, Białe zęby, mniejsza z tym - a potem rozmawiali na temat książek. Czy też inaczej - DYSKUTOWALI. Kulturalnie, bez rzucania w siebie meblami. 

Podobne coś miałam na studiach. Na zajęciach z wypowiedzi ustnej czytaliśmy artykuł, a potem rozmawialiśmy na jego temat. Treści były różne, niekiedy błahe, innym razem kontrowersyjne, ważne było jednak, że dyskutowaliśmy, wyszukiwaliśmy argumenty, poruszaliśmy interesujące nas kwestie. Na początku szło nam topornie, ale z czasem grupa się rozkręcała (chociaż gra w Taboo na koniec wyzwoliła w nas znowu mordercze instynkty :P).

Moja propozycja jest więc następująca - a gdyby zrobić takie coś w szkołach? Obowiązkowo? Pod groźbą odbierania smartphonów?

Komentarze

  1. Nieźle się uśmiałam przy tych Twoich rozważaniach, ale to niestety przykra prawda. Ja na szczęście dozę kulturalnej rozmowy zaliczam na dodatkowym angielskim, co prawda czasami wrzeszczę na prowadzącego 'shut up Jason', ale jako tako jest elokwentnie i kulturalnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jeszcze inna sytuacja, bo dyskusje w obcym języku są trudne, bo jak się denerwujesz, to ci zaczyna brakować słów. :D Gorzej, jak nam zaczyna brakować słów (kulturalnych) w ojczystym języku. :P

      Usuń
    2. Haha dokładnie, jakoś łatwiej rzucić czymś na k czy ch niż próbować rozmawiać jak ludzie, a nie jak małpy :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty