Nie obrażające inteligencji lektury na wakacje

Fot. Pixabay

W te wakacje, pomimo wychodzenia za mąż i robienia innych niedorzeczności, miałam odrobinę czasu na to, żeby poleżeć w hamaku i odrobinkę sobie poczytać. Odrobinkę w moich kategoriach, bo Już-Mąż uznał, że jestem nienormalna i co ja właściwie zapamiętuje przy moim tempie lektury. No cóż, jak to głosił Marks: "Każdemu według potrzeb". Z przeczytanych książek na największą uwagę zasługują trzy. O dziwo wszystkie trzy mają ze sobą, moim zdaniem, coś wspólnego. Dodatkowo są to w moim mniemaniu książki idealne - na tyle ambitne, żeby dobrze wyglądały na Instagramie, i na tyle przyjemne, żeby czytanie ich nie było "wyzwaniem intelektualnym", a przyjemnością.




Kapłanki, amazonki i czrownice - za tę książkę dziękuję pani Jadwidze Żylińskiej. W moim odczuciu książka jest o matriarchacie. Brzmi zachęcająco, prawda? Nieprawda, ale czytajcie dalej. Autorka w sposób brawurowy dokonuje ponownej interpretacji znanych mitów, w których żeńskie postaci poboczne, takie jak Ariadna czy Pazyfae, nabierają zupełnie nowego, o wiele większego, znaczenia. Dla mnie największym zaskoczeniem było odkrycie, skąd wzięli się Tuatha de Danaan oraz co wspólnego mieli druidzi z kultem Wielkiej Bogini.

Kobiety bez mężczyzn - w tych takich opiniach, co są na tylnej okładce książki, przynajmniej w moim wydaniu, proza Shahrnush Parsipur została porównana do prozy Marqueza. Pomyślałam sobie coś w stylu: "Bitch please", bo bardzo cenię sobie tego autora, a Sto lat samotności czytam średnio raz na kilka lat, ale ponieważ temat wydał mi się ciekawy - kobieta w społeczeństwie irańskim - dałam książce szansę. Mniej więcej w połowie pierwszego rozdziału rzuciłam książką o ścianę strasząc przy tym Już-Męża, bo tak mnie opis tej kobiety w społeczeństwie irańskim - irytująco skoncentrowanej na swojej cnocie i pragnieniu zamęścia - zirytował, ale przemogłam się i czytałam dalej. I skończyłam. I napiszę tylko, że naprawdę warto i że faktycznie proza Shahrnush Parsipur jest podobna do prozy Marqueza, tyle tylko, że wyobraźnia Parsipur oraz wdzięk, z jakim napisane są opowieści, sprawiają, że jest to coś zupełnie innego. Jeżeli znacie Persepolis, zdecydowanie powinniście sięgnąć po Kobiety bez mężczyzn. Chociaż uprzedzam - "te wszystkie kobiety" mogą zirytować Zachodni Umysł.

Król Jezus - bardzo lubię Gravesa. Jego mitologię brat mi czytał do poduszki, a potem czytałam ją samodzielnie, chyba po to, żeby nauczyć się jej na pamięć. Potem przeczytałam Ja Klaudiusz i uznałam, że Graves jest geniuszem. Co prawda nie wszystkie powieści Gravesa mnie cieszą, bo na przykład Herkulesa z mojej załogi jakoś nie zmogłam, a i Wyspy Szaleństwa niespecjalnie mnie wciągnęły, ale Król Jezus potwierdził moje przypuszczenia co do tego, że Graves zasługuje na jakiegoś Nobla, tylko jeszcze nie wiem jakiego. Król Jezus, jak sam tytuł wskazuje, to książka o Jezusie. Ale Graves przekopał setki i tysiące książek i ukazał tę historię w taki sposób, że nie tylko udowodnił, że Jezus był postacią historyczną, ale dodatkowo ukazał powiązania chrześcijaństwa z najbardziej pierwotnymi religiami, w tym również kultem Wielkiej Bogini, której prywatnie Graves był wyznawcą. Zanim zabierzemy się za tę powieść, warto odświeżyć sobie Biblię, Mitologię Grecką oraz przeczytać Kapłanki, amazonki i czarownice i Białą Boginię tegoż autora (tak myślę, bo jeszcze nie miałam z nią przyjemności). Dzięki temu w trakcie lektury będziemy mogli wykrzyknąć parę razy: "To logiczne!" czy też "Ojej, teraz to ma sens!". Fakt - miejscami książka jest przyciężkawa, a niektóre fragmenty, jak na przykład kłótnia Jezusa z Marią Układaczką Włosów miałam ochotę pominąć, niemniej jednak rzecz jest naprawdę wciągająca. Chociaż gdyby książka powstała w trochę innych czasach, autor zapewne spłonąłby na stosie wraz ze wszystkimi egzemplarzami powieści. ;) Zresztą, powieść bywa nazywana "Szatańskimi wersetami chrześcijaństwa" i przez kilkanaście lat była zakazana w Portugalii i Irlandii...

Komentarze

  1. Czy mogłabym sobie przyjść i pożyczyć od Cię dwie pierwsze pozycje z listy? I czy tą druga również mogłabym porzucać o przypadkowo znajdujące się w pobliżu powierzchnie płaskie? - bo mam przeczucie, że też będę mieć taką potrzebę.
    A nawet nie uważam się za feministkę. :I
    Co do ostatniej - pozwolę sobie usłuchać rady i pierwej uzupełnić inne lektury zanim zabrałabym się do Króla.

    ps. "Florystka" Kasi Bondy faktycznie godna polecenia. Niby 'taki tam kryminalik', ale ładnie rozbudowany i nawet całkiem wciągający (prawie do końca). ;P
    To pisałam ja. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, tylko "Kapłanki" pewnie są na wsi, ale "Kobiety" powinnam mieć gdzieś w domu, najpewniej na tej szafce zaraz obok drzwi jak się wchodzi do pokoju. Ale podejrzewam, że Żylińską będą mieć w bibliotece, "Król" też jest biblioteczny jak coś.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty