Mów do słupa, a słup... Czyli wizyta w ambasadzie

Pixabay



Tak, tak, wiem, dawno mnie tu nie było, ale ambarasada RP w Armenii znów daje popalić. Jestem szczerze zachwycona, a najkiziastszy z mężów powiedział, że tak sowieckich zagrań to nawet ich były rząd, który, przypominam, kazał strzelać do ludzi podczas demonstracji, nie robił.

A o co chodzi? A no o to, że przeczytałam niebacznie na stronie, że procedura wizowa dla rodziny członków UE jest uproszczona. Dokładniej szło to tak:

„Procedura dotyczy cudzoziemców, którzy towarzyszą lub dołączają do członka rodziny będącego obywatelem UE, przemieszczającego się do państwa członkowskiego UE innego niż państwo członkowskie, którego jest obywatelem lub już tam przebywającego.”

I jeszcze:

"(5) Prawo wszystkich obywateli Unii do swobodnego przemieszczania się i pobytu na terytorium Państw Członkowskich powinno być również zagwarantowane członkom ich rodzin bez względu na przynależność państwową, aby korzystanie z niego mogło opierać się na obiektywnych warunkach wolności i godności. Do celów niniejszej dyrektywy, definicja "członka rodziny" powinna również obejmwać (<-- literówka  ) zarejestrowanego partnera, jeżeli ustawodawstwo przyjmującego Państwa Członkowskiego uznaje równoważność między zarejestrowanym związkiem partnerskim a małżeństwem."


Jako że z Kiziastym planujemy wypad do Polski jesienią, uznaliśmy (ja uznałam), że pora zacząć starać się o wizę. Przeczytałam to i pomyślałam sobie: „Super! Mąż to w sumie prawie jak rodzina, razem będziemy jechać, więc będzie mi towarzyszył, co może pójść nie tak?”. Kochany Dzienniczku, WSZYSTKO.

Jeśli w sprawę zaangażowany jest jakikolwiek organ czy instytucja RP, absolutnie wszystko może pójść nie tak. A że każda wersja językowa strony podawała inną definicję tego, jak bardzo mamy uproszczone postępowanie wizowe, plus pan ochroniarz mówił w grudniu, że nie mamy wcale, postanowiłam wyjaśnić sprawę u źródła, czyli w Ambasadzie. Po wcześniejszym wysłaniu dwóch maili i wykonaniu kilku telefonów, które to próby rozbiły się o widocznie bardzo zwarty mur eteru (w sensie nikt nie dobierał, nikt nie odpisywał). Ubrałam się jak dorosły człowiek, w dorosłe buty i dorosłe spodnie (w Erywaniu obecnie jest 40 stopni w ciągu dnia, więc to naprawdę nie byle jakie osiągnięcie), zrobiłam dorosły makijaż i, wziąwszy ze sobą Agatę, jako wsparcie moralne, udałam się osobiście do Ambarasady.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy pan ochroniarz przy wejściu po spytaniu, w jakiej sprawie... Zadzwonił domofonem do sekretariatu. Cała moja wizyta w Ambasadzie odbyła się więc właściwie pod Ambasadą (w czterdziestostopniowym upale przypominam), gdzie usiłowałam wydobyć od pani po drugiej stronie, czyli właściwie od słupa, co ja mam zrobić z mężem i jak go wwieźć, i czy da się jakoś łatwiej niż ostatnio, i czy takich dużych mężów biorą do luku bagażowego, czy też można mieć przy sobie w kabinie. Czego się dowiedziałam?

  • Mogłoby mu być łatwiej, gdybym ja była w kraju unijnym i zapraszałam go stamtąd do siebie. (???)
  • Potem słup dodał, że „postępowanie dotyczy członków rodziny”. „To świetnie!” - wykrzyknęłam - „Zaproszenie wysłała moja mama, która jest obywatelem UE i przebywa w kraju unijnym, a w świetle prawa mój mąż to jej zięć, więc w sumie rodzina”. No więc nie, dowiedziałam się, że zięć to nie rodzina.
  • Na końcu słup powiedział, że mój mąż jest zwolniony z opłaty wizowej (35 euro, będzie na nowe buciki dla mnie i żwirek dla kota), ale musi mieć ubezpieczenie (logiczne), a także musi zarezerwować bilet. „W sensie kupić?” - upewniłam się. „Nie” - odpowiedział słup, oaza cierpliwości - „W ambasadzie sugerujemy zarezerwować, bo możemy tej wizy nie dać i wtedy ten bilet przepadnie”. Niestety słup nie powiedział, jak mam zarezerwować najtańsze bilety z Wizzaira, który mogą ewentualnie zabukować na chyba 48 godzin i tyle. Jak ktoś wie, to niech da znać.
  • A w ogóle to trzeba się rejestrować. Rejestracja jest otwarta w środy i niedziele, słup nie powiedział w jakich godzinach, bo TRZEBA SPRAWDZAĆ.

Podsumowując, więc jeżeli idziecie do Ambasady RP w Erywaniu, terytorium Polski, waszego kraju, kawałka ziemi, który technicznie utrzymuje się z Waszych podatków, to przygotujcie się na to, że Was nie wpuszczą do środka. Mam tylko nadzieję, że słup przekaże innym słupom, jak ładnie się ubrałam i jak poważnie pod względem stylistycznym podeszłam do sprawy. Bo moje dorosłe buty mnie obtarły jak jasna cholera.

"Jestem bardzo ciekawa, co by było, gdyby ją ktoś gonił z nożem?" - autorką tego ważkiego pytania jest Pani Mama Agaty. Pani Mamo Agaty, zakładam, że w takim przypadku słup upewniłby się, czy mam wykupione ubezpieczenie z transportem zwłok, bo jak nie, to sama byłabym sobie winna.

Komentarze

  1. Skąd ja znam te problemy z urzędami RP. Sama miałam, jak wyrabiałam paszport. Ech. Dobry tytuł - idealnie pasuje do sytuacji. DObrze wiedzieć, że zięć to nie rodzina :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty