Choroba XXI wieku

 Drogi nabiale. Trafiłam sobie dzisiaj na storiski instagramowe dziewczyny, która płakałam, że ciężko jej łączyć bycie poinformowaną w kwestii sytuacji na świecie ze zdrowiem psychicznym i tak się zastanawiam niepopularnie, po co ludzie chcą być poinformowani?

Moje doświadczenia w Armenii pokazały, że jedyne, co się z tego ma, to zaburzenia depresyjno-lękowe, a tak poza tym to to, że wiemy, co znów zrobił czy wymyślił któryś polityk, w żaden sposób nie wpływa na naszą możliwość zmiany świata. Zresztą, spójrzmy na Palestynę. Każdy wie, co tam się dzieje i co? I nic. Śledzę dziewczynę mieszkającą w strefie Gazy i jedyne, co mogę zrobić, żeby realnie pomóc, to od czasu do czasu wpłacić na jej zbiórkę, bo - jak pokazały ostatnie lata - podpalenie się pod ambasadą wybranego kraju jest jedynie drobną niedogodnością, którą szybciutko można zatuszować.

Jestem daleka od twierdzenia, że każdy powinien pielić swój ogródek i zajmować się wyłącznie własnymi sprawami, ale na litość boską. Nadmierna konsumpcja treści absolutnie do niczego nie prowadzi, a jeśli komuś daje poczucie sprawczości, to moim zdaniem kwalifikuje się to pod jakąś diagnozę. No, chyba że ktoś musi być "poinformowany" po to, żeby móc się pokłócić z całą rodziną przy świątecznym stole, a potem mieć pretekst, żeby się do nich przez pół roku nie odzywać, dopóki wszyscy nie zapomną, o co właściwie chodziło. To jak tak, to przepraszam.

Komentarze

Popularne posty