Jak zaoszczędzić na bukiecie ślubnym

Kochany Pamiętniczku, ślub był tydzień temu, a ja wciąż przeżywam i chciałabym jeszcze raz. 

To znaczy nie wyjść za mąż, bo to wydarzenie mocno traumatyczne i postanowiłam już nigdy w życiu go nie powtarzać, ale chciałabym znowu tak ładnie się ubrać, zrobić lepszą fryzurę oraz... Mieć jeszcze raz dokładnie ten sam bukiet.

O ile buty ślubne miałam od roku, a sukienkę kupiłam jakieś pół roku wcześniej, o tyle już kwestię bukietu olałam, bo to w końcu kwiatki, to przecież tego chyba się nie załatwia wcześniej niż na trzy dni przed, prawda?

Nieprawda.

Jakoś na dwa tygodnie przed ślubem, pisząc ten post, uświadomiłam sobie, że nie tylko nie mam bukietu, ale nie mam też wizji. Uznałam jednak, że co tam, poprzeglądam troszkę inspiracji, poczytam, jak to się zamawia i w ten oto prosty sposób przeżyłam pierwszy mini atak paniki.

Okazało się, że bukiet ślubny to tak przynajmniej na miesiąc przed - ja na miesiąc przed rezerwowałam obiad w restauracji.

Okazało się, że przygotowanie bukietu to skomplikowany proces wymagający zamówienia kontenera kwiatów i piętnastu osób oraz polewania czegoś jakimś wrzątkiem i ciężką chemią.

No i na koniec okazało się, że za bukiet ślubny to minimum 150 zł trzeba dać, a to i tak zaniżona cena, bo to rękodzieło i jeszcze florystka wcześniej dwa dni nie śpi i w ogóle strasznie się poświęca.

W tym momencie opadła ze mnie panika i pomyślałam o moim już Mężu, któremu ludzie mówią, że 70 zł za ręcznie wykutą zawieszkę z miedzi i kamieni półszlachetnych to zdecydowanie za dużo i stwierdziłam, że wciąż będę mieć w pogardzie przemysł ślubny.*

A oto miniporadnik, jak zorganizować sobie wymarzony bukiet ślubny krok po kroku:

1. Nie mieć marzeń - a tak serio, ja po prostu wpisałam na Pintereście "wedding bouqet downtown abbey", bo moja "suknia" ślubna była mocno w klimacie lat dwudziestych, chociaż (jak na tamte czasy) uderzająco krótka.

Oczywiście nie wyglądało to dokładnie tak, ale miałam przynajmniej jakąś myśl przewodnią.

2. Posiadać w najbliższym otoczeniu osobę utalentowaną florystycznie - w moim przypadku była to moja Mama, która i lubi, i potrafi. Zrobienie idealnego bukiety zajęło jej jakieś 15 minut, a potem zrobiła jeszcze stroiki dla pana młodego, świadków i połowy gości.

3. Broń borze nie mówić w kwiaciarni czy gdzieś, że te kwiaty to na ślub - rady udzieliła mi Arabska Księżniczka, która w wychdzeniu za mąż miała już jakie takie doświadczenie, a potem potwierdziła wszystko Świadkowa, która też była po zmianie stanu matrymonialnego. Ogólnie jeśli powiesz komuś, że coś jest na ślub, to cena tego wzrasta pięciokrotnie (a do tego ktoś polewa to wrzątkiem).

Ostatecznie misja bukiet wyglądała tak, że o 7 rano pojechałam z Mamą najpierw na giełdę kwiatową, gdzie były tylko wiązanki pogrzebowe, ale gdzie znalazłyśmy wstążkę pasującą do sukienki, a potem pojechałyśmy na targowisko miejskie, zwane w moim mieście Burkiem, gdzie panu akurat "zostały takie oto różyczki z bukietu ślubnego".

Ostatecznie ten cholerny bukiet i tak był najdroższym elementem mojej ślubnej stylizacji, ale po pierwsze był absolutnie doskonały, po drugie, chociaż był najdroższy to i tak kosztował dwa razy mniej, niż najtańsza opcja z kwiaciarni i po trzecie przynajmniej nikt (oprócz mnie) nie chodził z jego powodu niewyspany.  




Komentarze

  1. Tak myślę i chyba bukiet ślubny był najbardziej ślubny z całej mojej stylizacji ;) Gratulację na nowej drodze! Ja jestem żoną od 1 lipca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nazwijcie z Mężem swoją biżuterię "ślubną" i problem rozwiązany. Będą Wam jeszcze napiwki zostawiać ��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty