Wyszłam za mąż. Co dalej?

My i nasze dzielne świadki. Bardzo dzielne. Jak widać po wyjściu z USC mąż musiał mnie trzymać bo osłabłam z ulgi że już w końcu po.

 Ten wspaniały moment (dosłownie moment, bo cała ceremonia zajęła jakieś dwadzieścia minut) już za nami. Pytanie, co dalej? Czy mogę sobie leżeć na leżaczku i pić drinki z palemką podawane mi przez mojego przystojnego męża?

Chciałabym.

Ponieważ planujemy jak najszybszy powrót do Armenii, musieliśmy się urzędowo sprężyć. Ze wszystkich dokumentów na świecie w Armenii najistotniejszy jest mój paszport. Na wymianę paszportu mam dwa miesiące, a potem traci ważność. Ponieważ następny powrót do Polski planujemy na Boże Narodzenie, w praktyce oznaczałoby to, że zostanę bez jakiegokolwiek ważnego dokumentu. Co prawda dowód osobisty jest ważny przez aż cztery miesiące, ale nim w Armenii to sobie mogę co najwyżej chleb masłem posmarować.

Ale spoko, Pan Zastępca Pani Kierowniczki Urzędu Stanu Cywilnego zapewnił nas, że przyspieszenie procedury paszportowej to żaden problem. Wystarczy iść i poprosić.

Zgadnijcie, co było problemem.

Zgadliście? To piszę dalej.

Pełna dobrej wiary i cała w uśmiechach (Mąż się nie uśmiecha do byle kogo, bo zmarszczki, pogarda czy coś) złożyłam wniosek, pozwoliłam sobie pobrać odciski palców, zapłaciłam 140,79 gr, bo ponieważ mój paszport traci ważność w kwietniu przyszłego roku nie przysługiwała mi żadna zniżka, i poszłam do pana szefa od paszportów. 

Pan szef od paszportów praktycznie nawrzeszczał na mnie, że oni nie przyspieszają wydania paszportów, bo ktoś chce sobie jechać na wakacje. 

To tyle, jeśli chodzi o żadne problemy.

Ponieważ po pół roku między sądem a USC już generalnie przywykłam do tego, że ktoś na mnie wrzeszczy albo traktuje jak idiotkę, nie zaczęłam trząść się w powstrzymywanym ataku płaczu, tylko powiedziałam uprzejmie, że nie jedziemy na wakacje, ale wracamy do kraju męża, bo na początku października kończy mu się wiza, a podobno jak wcześniej wrócimy, to będzie łatwiej o nową na grudzień. O tym, że zostanę w Armenii bez ważnych dokumentów jakoś akurat zapomniałam.

W każdym razie pan nieco się zacukał, przestał prawie krzyczeć i kazał nam przyjść następnego dnia z wypełnionym wnioskiem.

We wniosku napisałam to, co już zdążyłam powiedzieć o wizie oraz to o mnie i dokumentach, bo akurat sobie przypomniałam.

W biurze pan przeczytał, powiedział, że on nie rozumie o co mi chodzi (trzy osoby, którym dałam wniosek do przeczytania przed nim, jakoś zrozumiały), a na koniec ozdobił ten urzędniczy tort wisienką w postaci pytania, czy ambasada Polski w Armenii jest w Taszkiencie.

Jakoś powstrzymałam się od powiedzenia mu, że nie i że Taszkient też nie jest w Armenii. Przy okazji wraz z mężem upewniliśmy się, gdzie właściwie leży Taszkient i teraz mamy kolejną mocną pozycję w rozwiązywaniu krzyżówek.

Tak czy siak po tym, jak wypełniłam mój wniosek paszportowy pod dyktando pana urzędnika ten łaskawie przyznał, że może faktycznie jakieś aktualne dokumenty w Armenii mi się przydadzą.

To miłe, że państwo polskie tak się o mnie troszczy, prawda?

Komentarze

  1. Gratuluję zamążpójścia, piękna sukienka, przystojny mąż, a urzędnicy zawsze będą bubkami -.;

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty